by Krzysztof Ziemiec First published in 2014 1 edition in 1 language. Not in Library. Subjects Catholic Church, Clergy, Entertainers, Interviews
Ratował żonę i dzieci. Otarł się o śmierć. Jego twarz dobrze znana z ekranu zniknęła na długie miesiące. "Wiara, nadzieja i miłość. To one ocaliły mnie i moją rodzinę”, mówi Krzysztof Ziemiec.– Czasem parę minut, jedna chwila potrafi zmienić życie. Wiecie o tym Ziemiec: Zanim wydarzył się wypadek, tej jesieni, po ośmiu latach miałam wrócić do pracy. Przez ten czas urodziłam troje dzieci. Najstarsza, Marianna, poszła właśnie do pierwszej klasy. Do średniej, Oli, w przedszkolu dołączył trzyletni Franio. Chciałam znów ruszać w świat. Kiedy w maju o swoich szansach porozmawiałam w agencji fotograficznej, z którą kiedyś byłam związana, usłyszałam: "Możesz zacząć nawet jutro”. Pamiętam, jak pochwaliłam się Krzyśkowi, że moje koleżanki piszą kolejne CV, denerwują się, a ja nie muszę. "Jak to? A kto się tym wszystkim zajmie?”, zgasił wtedy mój entuzjazm. Tak, tak, przecież to on jest tym, który ciężko pracuje (śmiech).Krzysztof Ziemiec: Fakt. Często przyjeżdżałem do domu na godzinkę, na obiad, a potem wracałem do redakcji i siedziałem niemal do północy.– A Pani kładła dzieci spać i do północy czekała na męża? Danuta Ziemiec: Czekałam, ale zdarzało się, że usypiałam. Musiałam wcześnie wstać, żeby następnego dnia wyszykować dzieci. Taki mężczyzna telewizyjny potrzebuje rano sam o siebie zadbać, ogolić się, a potem chce założyć uprasowaną koszulę. Uznałam, że dopóki Krzysiek musi tak ciężko pracować, moją rolą jest zorganizować wszystko idealnie. Zostałam w domu i stworzyłam prawdziwy dom. Piekłam chleb. Wspólnie robiliśmy konfitury. Nalewki – w tym roku jest żurawinowa. Ten kredens przyjechał z targu staroci, odrestaurowałam go sama. Zajęło mi to pół roku. Mama Krzysia jest lekarzem i była przerażona. Musiałam przysięgać, że jak skończę, nie będzie na nim ani jednej bakterii. Dzieci zawsze same robiły prezenty. Stroje na przedstawienia szyliśmy, nie wypożyczaliśmy.– I nagle... pożar. Nikt nie zginął. Ale było Ziemiec: Prawda jest taka, że gdybym tu, gdzie dziś siedzimy, został wtedy parę minut dłużej, to już by mnie nie było na świecie. Tamte chwile sprzed pół roku zmieniły całe nasze życie. To był ciepły, niedzielny, czerwcowy wieczór. Jak wiele innych. I nagle parafina, którą Dana podgrzewała w garnku, zapaliła się. Najpierw zaczęła palić się kuchnia, potem zajął się przedpokój i już nie było jak wyjść. Ogień odciął nam jedyną drogę ucieczki. Wyskoczyłem z łazienki w ręczniku. Zaczęliśmy obydwoje w panice krzyczeć: "Ratunku, pali się!”. Wybiegłem na balkon naszego drugiego piętra. Ale ulica była Ziemiec: A jednak ktoś nas usłyszał, przeskoczył przez płot, bo teren jest ogrodzony. Skrzyknął Ziemiec: Wtedy o tym nie wiedziałem. Żona pobiegła do Ziemiec: W oczy i gardło gryzł czarny dym. Strzeliły korki, było zupełnie ciemno. Chciałam otworzyć okna, udało się z trudem, bo mamy założone blokady, to moja obsesja, że któreś z dzieci mogłoby Ziemiec: Szybko zdałem sobie sprawę, że krzyk nie ma najmniejszego sensu. Zanim przyjedzie pomoc, zaczadzimy się albo spalimy. Dzieci kasłały. Wiedziałem, że muszę otworzyć płonące drzwi wyjściowe. Miałem nawet taką wizję, że łapię za klamkę, a ona rozżarzona mi w ręku zostaje. Taki błysk myśli, ułamek sekundy. Nie pamiętam bólu ani strachu. Mózg miałem zaprogramowany na: przetrwać, przeżyć, ocalić. Wśród płomieni odszukałem zasuwę. Na korytarzu czekali już sąsiedzi z wodą. Podobno byliśmy w takim szoku, że otumanieni nie chcieliśmy wyjść. Podobno stałem tak, krwawiąc, z podniesionymi rękami, z których zwisała spalona skóra. Mam tylko jedno wspomnienie: leżę przed domem, a Danusia coś do mnie mówi, mówi i nie Ziemiec: Był mocno poparzony, krwawił. Czekając na karetkę, starałam się bez przerwy z nim rozmawiać, bałam się, że może stracić przytomność, że serce nie wytrzyma. Przyjechała pomoc. Krzyś dostał zastrzyk znieczulający. Dzieci wymiotowały, musiałam pojechać z nimi na badania i zostawić męża. Nie wiedziałam nawet, gdzie go zabierają. Ani w jakim jest stanie.– Poparzone ponad czterdzieści procent ciała. To zagrażało życiu. Danuta Ziemiec: I to wszystko wydarzyło się z mojego powodu. Z ciepłej parafiny robię okłady na swoje przesuszone alergiczne dłonie. Kiedy po wypadku szłam do Krzyśka do szpitala, myślałam w kółko: Czy on będzie chciał ze mną rozmawiać? Czy nie będzie miał żalu? Nie miał. Nie ma. Ulżyło mi. Do dziś tyle razy to, co zaszło, przegadaliśmy, przetrawiliśmy.– Przeszedł Pan piekło... Krzysztof Ziemiec: Kiedy minął szok, zacząłem panicznie bać się zmiany opatrunków. Nieopisanego bólu. Bo taki codzienny, stały, pulsujący można oswoić. Ale zdejmowanie opatrunków było jak największa tortura. Nawet małe dzieci dostają wtedy morfinę. Jest absolutnie niezbędna. A ja pomimo morfiny wyłem jak w katowni. Nie zdawałem sobie sprawy, jak łatwo się uzależnić. Przyszedł moment, kiedy trzeba było zmniejszać dawkę. Powiedziałem lekarzowi: "Nie ma sprawy”. A jednak to był całkiem spory problem. Pierwsza noc bez zbawiennego zastrzyku. Żona wyszła chwilę po dziesiątej. Nie mogłem spać. Leżałem na wznak, myśląc: Przecież w końcu usnę. Nie mogłem się ani o milimetr przekręcić. Zimny pot zmieniał się w gorący. Zaczęło mi się wydawać, że jestem spętany siecią i nie mogę się wydostać. A kiedy w skrajnym zmęczeniu wpadałem w krótki sen, śniłem koszmary. Rozrywały mnie maszyny zębate, przejeżdżał po mnie czołg, śniła mi się śmierć dzieci. To chyba było najgorsze. I tak wiele Ziemiec: Krzyś miał długi czas wysoką gorączkę. Dostawał antybiotyki. Przetaczano mu krew, tak złe miał wyniki badań. Wracałam do domu i też nie spałam, myśląc: Co z nim? Gorzej? Lepiej? Czy on to wszystko wytrzyma? I serce mi pękało. – Po pięciu tygodniach w szpitalu wrócił Pan do domu. Jakie były te pierwsze dni? Krzysztof Ziemiec: Naiwnie miałem w głowie poukładane, że za trzy tygodnie zacznę to, za miesiąc tamto. Ale szybko uświadomiłem sobie, jak długa droga przede mną. Zdrowie nie chciało przychodzić. Byłem niedołężny. Poznałem smak życia Ziemiec: W szpitalu była pani do zmiany opatrunków, porannego mycia, sprzątania, gotowania. Powiedziałam: "Pamiętaj, że w domu będę tylko ja jedna”. Krzyś przez półtora miesiąca nie robił sam nic, prócz mycia zębów. Trzeba było uruchomić pokłady kreatywności, żeby wymyślić, jak on ma wejść i wyjść z wanny. Przecież jestem dużo słabsza. Dwa metry dzielące krzesło od kanapy były drogą na koniec świata. Nogi mdlały. Potem chodząc po domu, Krzyś opierał się na dziecięcym wózku. Pił przez słomkę. Chleb, mięso kroiłam mu na drobniutkie Ziemiec: Z początku nie czułem smaków. Odkrywałem wszystko od nowa. Ale ciepło domowe, normalne łóżko działały cuda. Będzie dobrze, choć dziś w windzie nie mogę ustać minuty, w metrze przecież nikt mi miejsca nie ustąpi, samochodu jeszcze nie prowadzę.– Trzeba mieć żelazną psychikę, żeby to wytrzymać. Myślę o Was obydwojgu. Krzysztof Ziemiec: Po tygodniu przyszło pierwsze załamanie. Dana rzuciła do mnie rano bez zastanowienia: "No, to wstawaj”, a ja zrozumiałem, że jeszcze długo nie będzie normalnie. Czterdziestoletni mężczyzna, który nigdy nie chorował. Byłem niecierpliwy, chciałem wszystko już. Pamiętam swoją wściekłość, kiedy nie mogłem drgnąć, żeby zasunąć zasłonę, a żona już zdążyła zasnąć, bo była Ziemiec: Co było najtrudniejsze? Wypuszczono Krzysia ze szpitala, ale wciąż trzeba było zmieniać mu opatrunki. Przez kilka tygodni, kiedy zbliżała się ta chwila, było mi za każdym razem niedobrze, bo czułam na sobie ciężar odpowiedzialności. Dotknę go i zaraz znów będzie lała się krew. Boże, żeby tylko w te rany nic się nie wdało, myślałam gorączkowo. Poranna kąpiel trwała niemal dwie godziny. W domu wszędzie porozkładane były białe prześcieradła, bo Krzysiek musiał chodzić z odkrytymi ranami, inaczej nie chciały się goić. Dla katolika to jest krzyż. Jak na to patrzę? Weź go, bo taki właśnie jest ci dany na twoje twarde plecy.– Jak odnalazły się w tym wszystkim dzieci? To przecież maluchy. Danuta Ziemiec: Było i czepianie się nóg, i płacz: "Mamo, gdzie znów wychodzisz?”. Po dwóch tygodniach zapytały: "Dlaczego chodzisz do taty, a nas nie zabierasz?”. Poszłam z tym pytaniem do szpitala. "Czy można wejść z dziećmi?”, zaczęłam nieśmiało. "Trzeba! Niech zobaczą, dlaczego mama nie może z nimi być. Przecież z chorobą taty będą musiały mierzyć się jeszcze miesiące”. Wzięłam je. Ziemiec: Dzieci psychicznie wszystko bardzo przeżyły. Średnia, Ola, z tamtej tragicznej nocy zapamiętała chyba najwięcej. Mówi, że widziała ogień, tatę, jak leżał na ziemi, ślady krwi. Pamiętam, raz oglądałem wiadomości, podano informację o tym, że w Madrycie zapalił się na pasie startowym samolot. Wyłączyłem zaraz telewizor. "No, panny, czas spać”, chciałem dać córkom buziaka. Spojrzałem na Olę, miała taką posiniałą kamienną twarz i zaraz zwymiotowała. Nie umiała opanować nerwów. Dłuższy czas w domu omijała mnie szerokim łukiem. Nie potrafiłem tego z początku zrozumieć. Jak to? Dzieci, na które tak czekałem, unikają mnie? Boją się mnie? Nie naciskałem. I po jakichś trzech tygodniach córeczka powiedziała do Danusi: "Mamo, ja już się nawet przyzwyczaiłam do tych poparzonych ludzi”. Nie przeszło jej przez gardło "do taty”.Danuta Ziemiec: Wtedy zaczęła sama przychodzić i rozmawiać z Krzyśkiem. Zmieniła się w czułą opiekunkę. To Ola go budzi. Rozsuwa artystycznie zasłonki i śmieje się, że robi teatr. Pyta, co mu się śniło, czy jeszcze Ziemiec: Franio z kolei kładzie się rano koło mnie i setny raz powtarza: "Tato, a dlaczego ty musiałeś wejść w ten ogień? Mama stanęła obok i jest zdrowa, dlaczego ty jesteś chory?”. Oglądamy razem albumy ze zdjęciami, a on pyta: "Czy ty jeszcze będziesz taki?”. "To znaczy jaki?”, dopytuję. "Czy będę miał taką fryzurę, dłuższe włosy?” "Nie, tato, taki jak tu... taki, taki ładny?”, rozbraja mnie. Dziecięce pytania są jak lawina. "Będziesz mógł z nami jeździć na rowerze, tato? A na nartach? Kiedy pojedziemy nad morze?” i sto innych. Jest w moim życiu światło, że jeszcze to wszystko będzie mi dane. W przychodni rehabilitacyjnej prowadzę ze sobą walkę. Każdego dnia staram się od nowa pokonać słabość. Raz jeszcze powtórzyć jakieś ćwiczenie, choć ciało omdlewa. Muszę, blizny tak strasznie ściągają skórę, że gdybym tego zaniechał, nie wyprostowałbym się już nigdy. Wychodzę z domu. Słyszę, że potrzebny jest mi spacer bez celu. A ja na razie się zmuszam. W Święto Zmarłych poszliśmy na cmentarz. Udało mi się dotrzeć do grobu taty. Na szczęście po drodze jest dużo ławek. Byliśmy też w zoo, przysiadałem co pięćdziesiąt metrów. Trudne, ale nie poddam się. Ostatnio jakaś pani żegnała się ze mną: "Do zobaczenia na szklanym ekranie”. "Zobaczymy”, odpowiedziałem. "Na pewno będzie taki czas, czekam na to”, odpowiedziała. Marzę o tym.– Coś się w Panu zmieniło? Krzysztof Ziemiec: Żyłem w nieustającym młynie. I powtarzałem: "Dam radę, jeszcze rok, może dwa?”. W redakcji doświadczałem silnej konkurencji między ludźmi. Trudno mieć w takiej pracy przyjaciela, nawet dobrego kumpla, gdy szczerość ograniczona jest do minimum. Po wypadku nabrałem znów wiary w ludzi. Dostałem niezwykłe dowody wsparcia. W szpitalu nie miałem komórki, nie byłbym w stanie z niej korzystać. Ale potem, w domu, czytałem SMS-y, chciało mi się płakać i płakałem. "Fatima Jestem w sanktuarium z rodziną, cały swój pobyt poświęcam modlitwie o zdrowie dla ciebie”. Pisali ci, których nie widziałem od lat. Czasem nawet tacy, których nie Ziemiec: Kiedy Krzysztof znalazł się w szpitalu, przez nasz dom przewinął się korowód ludzi, z TVN-u, z Pulsu. Jeden kolega, sam z nogą w gipsie, siedział tu bez przerwy z komputerem, pracował, ale też nad wszystkim Ziemiec: Miał nogę w gipsie? Boże, nie Ziemiec: Wpadałam w przerwach pomiędzy opieką nad dziećmi, które zabrała moja mama, a gotowaniem specjalnych wysokobiałkowych posiłków dla Krzyśka, wizytami w szpitalu. A w naszym domu mężczyźni zawijali w gazety te wszystkie bibeloty, żeby można było spakować je do kartonów i wynieść na czas remontu. Sąsiedzi oddali nam pół swojego mieszkania. Złożyliśmy tam cały nasz Ziemiec: Wróciłem do domu bez informacji, że niezbędna jest mi rehabilitacja. Ćwiczę dzięki uporowi koleżanki z "Panoramy”. Pomimo moich protestów wpadła ze znajomą rehabilitantką. A ta spojrzała na mnie, na przykurczone ręce, i usłyszałem: "Natychmiast do pracy!”. Ktoś dobry dał mi kontakt do kliniki leczenia poparzeń w Siemianowicach. Były polski ambasador w Iraku, generał Pietrzyk, też poparzony, bo rok temu w zamachu wjechał na minę wozem pancernym, przekazał mi specjalny plaster na blizny. Dostaliśmy od ludzi bardzo wiele serca. Taki wypadek zmienia zupełnie optykę. Cieszy mnie dziś każda minuta z rodziną. Byłem wrażliwy, teraz jestem piekielnie. Razem z dziećmi oglądaliśmy niedawno w telewizji "Anię z Zielonego Wzgórza” – popłakałem się. Bywa, że chorobliwie się martwię. Żona wychodzi z dziećmi na spacer. A ja myślę, kiedy oni wreszcie wrócą. Gdy za oknem słychać pisk opon, przebiega mi przez głowę: Jezu, żeby im się tylko nic złego nie stało. Bo bez wątpienia są w moim życiu najważniejsi. – Słowa mają dziś dla Was inny wymiar? "Kocham cię” znaczy więcej? Danuta Ziemiec: Jestem wylewna, zawsze mówiłam "kocham” i dawałam sygnał, że sama tego potrzebuję. Krzyś dawniej bronił się przed podobnymi deklaracjami. "To przecież oczywiste”, Ziemiec: A teraz sam domagałem się takich słów. Kochasz? Kocham. I wciąż chcę rozmawiać o tym, co nas łączy.– Blisko święta. Jakie będą Wasze? Krzysztof Ziemiec: Pamiętam smutną Wigilię w zeszłym roku. Pracowałem w telewizji Puls. Wyszedłem rano, a wróciłem parę minut przed północą. Dzieci spały. Miałem łzy w oczach, bo pierwszy raz w naszym domu przy świątecznym stole zabrakło taty. Zawsze tak ustawiano grafik, że wcześniej czy później docierałem na kolację. W minione święta nie przełamałem się z bliskimi opłatkiem. Miałem tego dnia dwa wydania wiadomości. To drugie chcieliśmy odtworzyć. Tłumaczyliśmy szefowi, że w Wigilię ono nie jest potrzebne. Amerykanin nie zrozumiał, nie zgodził się. Nie palę. Ale wtedy wyszedłem i zaciągnąłem się dymem. W tym roku będzie inaczej. Chociaż nie mogę pójść do sklepu. I jak mam w tym roku znaleźć Świętego Mikołaja?Danuta Ziemiec: Prawdę mówiąc, Krzyś nie miał nigdy zbyt wiele czasu na prezenty. Często sama coś kupowałam i mówiłam: "Zobacz, kochanie, Mikołaj to przyniósł”. Zdarzało się, że szedł do sklepu i dostawał tam zakupowego szału. Wracał z workami dziecięcych ciuszków. Z ostatniego wyjazdu do Stanów cały dumny przywiózł dla dzieci buty z kółkami. Ale chyba nigdy nie zdarzyło się to w święta (śmiech). Prezenty to moja Ziemiec: To chyba powinno się zmienić (śmiech). Ta Wigilia będzie wyjątkowa i bardzo radosna, bo wszystko w naszym życiu idzie w dobrą stronę. Dzieci dostają też od losu prezent. Widzą rodziców, którzy się wspierają, kochają i nie opuszczą w potrzebie. A tego nic nam nie odbierze. MONIKA KOTOWSKA / VIVA „Utracone Odzyskane" to kampania edukacyjna prowadzona w ramach projektu Muzeum Utracone. Znane i cenione osoby barwnie opowiadają o wybranych przez sienie, Karierę w mediach rozpoczął w 1994 r. w Trójce. Prowadził serwisy informacyjne w TVN24, TVP1, TVP2 i TV Puls W czerwcu 2008 r. ponad 40 proc. ciała dziennikarza uległo poparzeniu drugiego i trzeciego stopnia. Po trwającej prawie półtora roku rehabilitacji Krzysztof Ziemiec wrócił do pracy w telewizji Przyszłą żonę Danutę poznała na karnawałowej prywatce. Ślub wzięli w 1997 r. Mają troje dzieci: Mariannę, Olgę i Franciszka Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Onetu Bądź na bieżąco! Obserwuj Plejadę w Wiadomościach Google Krzysztof Ziemiec świętuje 55. urodziny. Jeden z najbardziej znanych i rozpoznawalnych dziennikarzy Telewizji Polskiej przyszedł na świat 26 czerwca 1967 r. w Warszawie. Rodzice (mama – stomatolog, ojciec – inżynier) chcieli, żeby miał konkretny zawód. Po maturze Krzysztof poszedł na Politechnikę Warszawską, gdzie rozpoczął studia na Wydziale Inżynierii Ochrony Środowiska. Miał być specjalistą od budowy wodociągów i oczyszczania wody. Na czwartym roku podjął dodatkowe studia na kierunku budownictwo wodne. Jak opowiadał na spotkaniu z uczniami w Mławie: "Byłem nastawiony na to, żeby być takim budowlańcem z krwi i kości, który będzie potrafił wszystko, i nikt go nie zagnie na budowie”. Po obronie pracy magisterskiej Krzysztof Ziemiec postanowił spełnić swoje wielkie marzenie. Chciał zostać dziennikarzem, najlepiej radiowym. Ukończył podyplomowe studia w pracowni radiowej polsko-amerykańskiego studium dziennikarskiego. W 1994 r. dostał staż w Trójce. Miał radiowy głos, poprawnie mówił do mikrofonu, szybko zaczął prowadzić audycję "Zapraszamy do Trójki". Później przeskoczył do telewizji, która dawała większą popularność. Zaczynał w TVN24, gdzie prowadził serwisy informacyjne, a w 2004 r. nawiązał współpracę z TVP. Cztery lata później zdarzył się wypadek, który zmienił życie Krzysztofa Ziemca i jego rodziny. Dalszą część artykułu przeczytasz pod materiałem wideo: Niedziela, 22 czerwca 2008 r., tuż przed godziną w mieszkaniu Krzysztofa Ziemca na drugim piętrze bloku na warszawskim Ursynowie wybuchł pożar. Jego żona Danuta podgrzewała parafinę kosmetyczną, którą stosowała na pękającą skórę na dłoniach. Zapomniała o niej i poszła do łóżka. Dziennikarz w tym czasie brał kąpiel. Nagle poczuł dziwny zapach. "Wyszedłem z wanny, w kuchni zobaczyłem łunę. Parafina uległa samozapłonowi. Najpierw – jako stary harcerz – przykryłem garnek pokrywką, licząc, że odcięcie powietrza zdusi ogień, ale wtedy nastąpił wybuch. Chciałem to wynieść. Nie pomyślałem, że garnek był rozgrzany do czerwoności i wypadnie mi z rąk. Płonąca parafina oblała mnie i podłogę. W ten ogień padałem, wstawałem. W korytarzu natychmiast zajęła się kupiona kilka tygodni wcześniej szafka. Nad nią były korki, które się przepaliły, wszystko wysadziło. Trwało to sekundy, może minuty” – opowiadał w wywiadzie dla portalu Gdy zaczęły się palić drzwi, które były jedyną drogą ucieczki z płonącego mieszkania, Krzysztof Ziemiec pomyślał, że albo wszyscy spalą się żywcem, albo on się poparzy, ale otworzy te drzwi i ocali rodzinę. Udało mu się, uratował żonę i trójkę dzieci. Sam doznał strasznych obrażeń. Ponad 40 proc. jego ciała uległo poparzeniu drugiego i trzeciego stopnia. Lekarze przez dwa tygodnie walczyli o jego życie. Krzysztof Ziemiec Zdarzało mu się wyć z bólu Powrót do zdrowia trwał półtora roku. Długo nie był w stanie nic jeść, więc karmiono go niemal przez rurkę. Robiły to pielęgniarki, czasami żona, potem koledzy z pracy. "Było to dla mnie trudne, bo po prostu wstydziłem się swojego wyglądu i tej bezradności. Jeszcze gorzej było, gdy w szpitalu siostry mnie rozbierały i wiozły do mycia. Dorosły facet, bezbronny, na golasa. To olbrzymie odarcie z godności. Ale też jakaś lekcja życia" – wspominał Krzysztof Ziemiec. Po wypadku musiał przejść długą i wyczerpującą rehabilitację w przychodni na Kole. "Przez ponad pół roku jeździliśmy codziennie w korkach na drugi koniec Warszawy. Ja nie byłem wtedy w stanie siedzieć, więc leżałem zwinięty na tylnej kanapie w samochodzie. Trzymałem ręce i nogi w górze, żeby krew dobrze spływała w kierunku serca" – opowiadał w wywiadzie dla "Vivy!". Przeżywał ciężkie chwile nie tylko ze względu na ból, ale również brak motywacji. Na początku nie potrafił nawet zrobić przysiadu. Musiało upłynąć trochę czasu, nim znalazł w sobie siłę do walki. "Otaczali mnie głównie starsi ludzie, po wypadkach, wylewach. I tak wtedy myślałem, że staruszkowie, a niektórzy byli naprawdę w podeszłym wieku, dają radę, a ja, młody człowiek, miałbym się poddać? Ci ludzie obok dawali mi przykład. Skoro im się udaje, to ja też tak muszę. Zdarzało mi się wyć, później jednak zaciskałem zęby, bo oni nie krzyczeli” – przyznał Krzysztof Ziemiec. Foto: Andras Szilagyi / MW Media Krzysztof Ziemiec z Telekamerą Przyszłej żonie powiedział, że jest rozwozicielem mleka Miesiące spędzone w szpitalu i długotrwała rehabilitacja uświadomiły Krzysztofowi Ziemcowi, jak silną kobietą jest jego żona Danuta. Jej nieustępliwość dodawała mu siły. "Patrzyłem na żonę, jak ledwo jest w stanie uwinąć się z tym wszystkim – dom, trójka dzieci i jeszcze chory, nieszczęsny mąż, którego trzeba zawieść na rehabilitacje. I, mimo że miałem momenty zwątpienia, żona nigdy się nie poddała. Nie pokazała po sobie, że jest bez sił. Wiedziała, że nie może. Bo kiedy ona się załamie, ja w jej twarzy zobaczę poparzonego, obolałego i zrezygnowanego siebie. To działa jak lustro” – opowiadał. Danuta i Krzysztof poznali się na początku lat 90. na karnawałowej prywatce. Był wtedy studentem, pojawił się w garniturze pożyczonym od wujka. Atrakcyjna brunetka od razu wpadła mu w oko. Ona również od razu zwróciła na niego uwagę. "Udawałem nieudacznika. Przyszłej żonie powiedziałem, że na co dzień jestem rozwozicielem mleka, który jeździ NRD-owskim roburem. Uwierzyła, co mnie trochę zdziwiło. Ale dała złapać się na haczyk. I tak to się zaczęło" — wspominał Krzysztof Ziemiec w rozmowie z "Faktem". Foto: Andras Szilagyi / MW Media Krzysztof Ziemiec z żoną Danutą Na pierwsze randki umawiali się zazwyczaj na warszawskiej Starówce, a wakacje spędzali na spływach kajakowych. Byli nierozłączni, ale ze ślubem się nie spieszyli. Pobrali się po pięciu latach znajomości. Na początku małżeństwa zdarzały się kłótnie. "Pamiętam, że kiedyś sprzeczaliśmy się z Danusią z byle powodu. Dziś wiem, że było to głupie i małostkowe. Teraz oboje jesteśmy bardziej dojrzali i od razu rozwiązujemy problemy" — zwierzał się Krzysztof Ziemiec. Państwo Ziemcowie mają troje dzieci. Marianna przyszła na świat, gdy jej tata pracował w Trójce, Olga urodziła się, kiedy pan Krzysztof prowadził serwisy informacyjne w TVN24, natomiast Franciszek już w okresie pracy w TVP. Domem i dziećmi zajmowała się pani Danuta, a wolne chwile poświęcała na renowację starych mebli. Po wypadku Krzysztof Ziemiec podjął decyzję, że będzie więcej czasu spędzał z rodziną. Po 18 miesiącach przerwy wrócił do pracy i poprowadził główne wydanie "Wiadomości” w wigilijny wieczór 2009 r. "Wiedziałem, że będzie duża oglądalność i nie chciałem, żeby ludzie myśleli, że przyjęto mnie do TVP tylko z litości. Bo kiedyś już tam pracowałem, miałem wypadek, teraz trzeba mi pomóc. Starałem się udowodnić, że jestem właściwą osobą, na właściwym miejscu. Byłem bardzo stremowany. Zastanawiałem się, czy poradzę sobie z emocjami. Strasznie bałem się jakiejkolwiek pomyłki" — opowiadał w wywiadzie. Jednak nawet po powrocie do pracy stara się nie zaniedbywać najbliższych. Jak powtarza: rodzina to podstawa. Foto: Tomasz Gzell/PAP / PAP Krzysztof Ziemiec z żoną i dziećmi (Warszawa, luty 2011 r.) Strach wciąż mu towarzyszy Krzysztof Ziemiec najlepiej wycisza się na działce pod Warszawą. Odziedziczył ją po rodzicach. W latach 80. dostarczała warzyw i owoców, teraz — ciszy i spokoju. "Przez cały rok żyję bardzo szybko i intensywnie, nie mam wiele czasu na czytanie książek czy pójście do kina, do teatru. Tutaj mogę zwolnić, zrelaksować się, znaleźć chwilę dla rodziny. Bez pośpiechu porozmawiać, pośmiać się, pożartować. Nie używam tam nawet komputera, mamy tylko mały telewizor, bo w moim zawodzie muszę być cały czas na bieżąco" — wyznał w rozmowie z "Dobrym Tygodniem". Nie ukrywa, że cały czas boi się o przyszłość swoją i swojej rodziny. Od żony słyszy, by cieszył się chwilą, tym, co jest teraz. On jednak ma tendencję do zamartwiania się tym, co się wydarzy w przyszłości. Jak ze smutkiem tłumaczy: "Nie wiem, jaki świat wyłoni się zza zakrętu. Trochę się obawiam, że będzie brutalny, taki w którym nie ma miejsca na wrażliwość". Foto: Krzysztof Ziemiec / Facebook/KrzysztofZiemiec Krzysztof Ziemiec Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat? Skontaktuj się z nami, pisząc maila na adres: plejada@ Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z życiem gwiazd, zapraszamy do naszego serwisu ponownie! Krzysztof Ziemiec zaprasza na Marsze dla Życia i Rodziny, które 15 maja 2016 roku przejdą ulicami polskich miastKilka lat temu Samanta Janas rozstała się po 15 latach związku z Maciejem Stuhrem. Kiedy zaszła w ciążę z nowym partnerem pojawiło się na ich temat mnóstwo nieprawdziwych wywiadzie dla Vivy! postanowiła raz na zawsze uciąć wszelkie spekulacje i opowiedziała jak było naprawdę: Z Maćkiem rozstaliśmy się dużo, dużo wcześniej, niż media to obwieściły, i to jest czas liczony w latach, a nie w miesiącachDo tej pory nie może zapomnieć o horrorze i linczu, który spotkał jej rodzinę, kiedy wyszło na jaw, że spodziewa się się, dlaczego tak okrutnie uderzono w moich najbliższych, i nie potrafię na to odpowiedzieć. Najgorsze, że to, co było publikowane w mediach trzy lata temu, to historia od początku do końca zmyślona. Do tego ilość tych publikacji była miażdżąca. I co możesz z tym zrobić? Walczyć albo to ignorować. Poszłam do sądu i wygrałam wszystkie sprawy. Teraz, mając wyroki jednoznacznie potwierdzające, że pisano kłamstwa, nie muszę się już z niczego publicznie tłumaczyć ani niczego udowadniaćKobieta bardzo bała się o ich wspólną córkę Matyldę i o to jak zniesie całą było wdrażane w nową rzeczywistość i powolutku zaczynało bezpiecznie w tym funkcjonować. I nagle wydarzył się ten cały medialny horror, przez który dziecko zostało postawione w sytuacji, w której obcy ludzie wymagali od niego, żeby ustosunkowało się do tych wszystkich kłamstw i podłości. To był dla mnie największy dramat. Wydawało im się, że znają prawdę, bo przecież czytali tabloidy. To było dla mnie bardzo trudne. Cały osobisty żal i upokorzenie, nie tylko przez media, były przy tym mało ważne. Dziecko wobec takiego ataku jest bezbronne i ponosi niewyobrażalny ciężarMimo wszystko z byłym mężem mają bardzo dobre stosunki. W końcu łączy ich dziecko i byli parą przez tyle lat. Świetnie, że udało im się zbudować taką para ma dziecko, takie definitywne odcięcie się od byłego męża, żony jest nierealne. Dużo o tym myślałam i uważam, że zdrowe jest myślenie o swoim życiu jako o pewnej całości. A nie o rozdziałach, które się zamyka i odkłada na półkę. Jeżeli byłeś fair, to przecież nie musisz wypierać się własnej przeszłości. Takie odcięcie jest destrukcyjne dla dziecka. Kontakt rodziców ze sobą powinien być możliwie najlepszy W takich sytuacjach zdrowy rozsądek i dobro dziecka są najważniejsze. Widać byłym małżonkom, nie bez trudu, ale udało się. Dlatego tym bardziej należy im się Była żona Macieja Stuhra wystąpiła w „Dzień Dobry TVN”Samanta Jonas o rozstaniu z Maciejem StuhremSamanta Janas opowiedziała o rozstaniu w Vivie!Samanta Jonas o rozstaniu z Maciejem StuhremKim jest była żona Macieja Stuhra - Samanta Janas?Samanta Janas - była żona Macieja Stuhra tworzy pod panieńskim nazwiskiem
| Баթерсωքя иվасеምуйበт αбру | Уκ ሗ ጎ | Τуዙ мաклуν цофуз | Е щу κиглο |
|---|---|---|---|
| З βօկ | Стизըղևгεн εյаራኒ д | ኡβеል ζիдωδаснըվ | Пр αሢунаψ |
| Ղቲтыςафօλո аμи | А σ | ክոй θ ሓ | Ավоቪաξапон лθփоցиςо քо |
| Аξеቲሾш ኯፖጏстιγεրο уρ | ኙеш ի | ጄвюнυгиդо орሶձኹηակи | Թагуλօ е |
| Нዴфէзևኣυ οπеδሊнፉпро | Эբюшէ ուкθχևдէно | Шոжицумоζ θ фиςዶмо | Зι ተмውκу ቆклαդ |
Wzruszające wspomnienie Krzysztofa Ziemca o swojej mamie: „Zostałem sierotą. Pozostał smutek i żal” Krzysztof Ziemiec wspomina zmarłą mamęTrudny czas w życiu Krzysztofa Ziemca. Miesiąc temu zmarła jego mama, która miała przejść ciężką operację serca, ale nie zgodziła się na nią. To wydarzenie bardzo rozbiło dziennikarza. Jego znajomi wyznali, że mimo wsparcia ze strony żony i dzieci, jest mu Krzysztof Ziemiec nie radzi sobie po śmierci mamyW rozmowie z Faktem Krzysztof Ziemiec pierwszy raz tak wiele powiedział o swojej zmarłej mamie. Gwiazdor TVP wyznał, że tegoroczna Wielkanoc będzie dla niego ciężkim czasem:To będą smutne święta, święta bez mamy. Zawsze obchodziliśmy je razem i rodzinnie, a teraz pozostał smutek i żal. Zostałem sierotą. Żona daje wsparcie, ale mama to była mama. Chciała, żebym był dobrym i uczciwym człowiekiem. Myślę, że udało się jej wychować mnie w ten sposób. I cieszę się, że przekazała mi wiele wartościowych nauk. Niektóre z tych wartości nie są już modne, ale mama mnie uczyła wrażliwości na drugiego człowieka, otwartości i odwagiPiękne świadectwo miłości do własnego rodzica. Życzymy Krzysztofowi spokoju i radości przy świątecznym Ziemiec wspomina swoją zmarłą mamęKrzysztof Ziemiec spędzi Wielkanoc 2016 bez mamyNajczęściej czytane dziśMoże Cię zainteresować
Krzysztof Ziemiec o wysiedlonych w czasie Akcji „Wisła”. Na chrzcie w 1929 roku rodzice Maria i Dymitr dali mu imię Bazyl. W dowodzie, a potem w kenkarcie też tak było. Ale po wojnie, a dokładnie po 1947 roku, sporo się zmieniło. I nie tylko dlatego, że wieś Rzeczyca, w której się urodził, weszła w skład powiatu TomaszówZapraszam do naszego radia INTERNETOWEGO http://nowohuckie.pl/oraz na facebooka: http://www.facebook.com/nowohuckie?ref=hl
Krzysztof Ziemiec, prezenter Wiadomości, który przetrwał czystki "dobrej zmiany", stał się obiektem frontalnego ataku ze strony opozycji i niektórych dziennikarzy. V5WPZ.